Dzisiaj mam wielką przyjemność przedstawić Iwonę i jej piękne, czarne loki! No i muszę się pochwalić, że miałam okazję spędzić z bohaterką dzisiejszego wpisu całe dwa dni na See Bloggers! i mogłam na jej włosy patrzeć i patrzeć :D Bardzo się ucieszyłam gdy postanowiła wysłać mi swoją Kręconą Metamorfozę :-) Nie ma co za dużo pisać, przeczytajcie jej historię!
Jeśli ktokolwiek spodziewał się, że od urodzenia byłam słodką dzidzią z loczkami to niestety…zupełnie minął się z prawdą ;) Ani nie powalałam wybitną słodyczą ani tym bardziej kręciołami :D
Urodziłam się włochata, ale moim włosom daleko było do skrętu. Wyglądało to mniej więcej tak:
Włosy rosły proste jak druty a ze względu na wygodę i gęstość (chciałabym mieć teraz taki problem ;]) były obcinane na tzw. “bombkę”:
Zapuszczałam je potem do Komunii gdzie mimo nabierania długości wciąż były proste. Ze schematu “wywijały się” odrobinę końcówki:
Jak wtedy wyglądała ich pielęgnacja?
Jak to często u dzieci – szampon. Czasem tylko odżywka jak miałam czas i…pamięć :)
Późniejszego okresu życia (tak do ok. 16 lat) nie mam okraszonego zdjęciami i może to i dobrze :) Uwierzcie lub nie – przez wiele lat byłam obcięta “na zapałkę” (pielęgnacja – szampon). Potem oczywiście przyszła chęć zapuszczania i…tu się zaczęły schody. Z włosów robiła się jedna wielka spuszona szopa. Nie byłam w stanie nad nią zapanować i stałam się jakże radosnym obiektem żartów kolegów z klasy gimnazjalnej :)
Pewnego dnia Rodzicielka widząc moje nieudane próby ułożenia włosów wręczyła mi nadprogramowe pieniądze i poleciła umówić się do fryzjera w salonie L’oreal. Jakieś było moje zdziwienie gdy właścicielka zakładu zatarła rączki z radości mówiąc: “Mamy tu loczki!”.
Okazało się, że…miała rację.
Nie uprzedziła jednak żeby nie stosować pianek i kosmetyków na alkoholu bo to tylko może zaszkodzić…Do tego wciąż podwyższała stawki, więc w pewnym momencie (o ja niewierna) ją porzuciłam :)
Wtedy (na szczęście lub nieszczęście) odnalazłam forum wizaż.pl i zaczęły się pierwsze próby włosomaniactwa :) Włosy jednak wciąż stylizowałam środkami, które im nie służyły i często chodziłam z szopą większą niż ludzkie wyobrażenie.
Jak wtedy je pielęgnowałam?
Szampon (najczęściej ziołowy lub Bambino), jakaś odżywka, pianka do stylizacji (miałam chyba z Well o znaczącej alkoholowej nucie). Potem przy totalnym “zachłyśnięciu” forum wizażu pojawiło się olejowanie, kremowanie, bogate maski i…mycie włosów odżywką, które prawie pozbawiło mnie połowy kłaków ;)
Powoli jednak stopniowo zaczęłam rozumieć o co tym włosom chodzi. Po założeniu bloga, gdy dokumentowałam postępy, to już całkiem wszystko się wyklarowało. W międzyczasie trafiłam na świetną fryzjerkę, która pięknie zajęła się moimi włosami, dobrała im kształt, który jednocześnie podkreślał skręt a z drugiej nie gwarantował efektu zbyt wystrzępionej…kury :)
Aktualnie poznałam moje włosy. Wiem, że nie mogę ich zapuścić więcej niż kawałek za ramiona, bo totalnie zmieniają kształt i stają się niesforne. Wiem też, że do stylizacji tolerują tylko żele, bo inne konsystencje są powodem puchu stulecia.
Jak pielęgnuję je obecnie?
– Podstawą pielęgnacji jest olejowanie, które stosuję ok. 2 razy w tygodniu, na ok. godzinę przed myciem. Ulubione oleje to np.: kokosowy, arganowy, lniany, macadamia.
– Myję włosy metodą OMO ok. 3 razy w tygodniu, w większości delikatnymi szamponami bez detergentów, ok. raz w tygodniu ląduje na skalpie delikatny detergent jak SCS lub SLES. Długość zazwyczaj traktuję Kallosem, który aktualnie mam w łazience.
– Po każdym myciu stosuję odżywkę lub maskę. Pokochałam naturalne kosmetyki, moim ulubieńcem w tej kwestii jest odżywka Awokado i Miód od Organic Shop, którą zachwalam przy każdej możliwej okazji. Jak mam czas – odżywkę trzymam ok. 20-30 minut pod folią i czapką a jak nie – minutę wisząc głową nad wanną :)
– Stylizacja – koniecznie w formie żelu. Dobrze sprawdza się lniany, ale moim ulubieńcem w tej kwestii jest Bielenda Czarna Rzepa.
– Wcierki – jakiś czas temu dowiedziałam się, że cierpię na łysienie androgenowe a dodatkowo mam niedoczynność tarczycy. Regularnie (choć już nie codziennie) wsmarowuję w miejsca podatne na wypadanie (zakola i czubek głowy) preparat z 5% roztworem Minoxidilu lub Alpicort E. Co kilka dni natomiast na cały skalp używam różnego rodzaju innych wcierek. Najlepiej w tej roli sprawdzała się u mnie Placenta.
Co ważne – aby mieć zdrowe włosy trzeba pamiętać o zdrowym odżywianiu i sowitym nawadnianiu organizmu. Bez dobrego “paliwa” nawet najlepsze kosmetyki o najlepszych składach nie zapewnią nam fryzury marzeń :)
I ostatnia rzecz – naprawdę nie warto się poddawać :)
Nawet jeśli nie urodziłyście się z loczkami od samego czubka dziecięcej główki. Nawet wtedy, gdy borykacie się z szopą nie do ogarnięcia i jedyne, co Wam pozostaje to obciąć się “na zapałkę” lub codziennie prostować.
Rzućcie to wszystko w kąt, zaopatrzcie się w kilka kosmetyków i próbujcie pokochać swoje włosy :)
Kręcone włosy potrafią być ozdobą każdej kobiety, ale trzeba dać im szansę :)
No moim zdaniem Iwona była wybitnie słodką dzidzią! :-) Nie wierzę, że historia Iwony nie zmotywuje do zadbania o loki choć jednej osoby!
Ponadto jak już można wywnioskować z powyższej historii, Iwona ma swojego bloga, którego gorąco polecam! KLIK TUTAJ :-)
Przypominam, że możecie wysyłać Wasze Kręcone Metmorfozy na e-mail magdalenamelzer@gmail.com. Więcej informacji i co ma zawierać wiadomość znajdziecie TUTAJ.
Buziak!