Produkt, o którym dziś napiszę sięgnął już denka, a mimo to, ledwo udało mi się go przetestować. Ale o tym dalej! :) Naszym dzisiejszym, głównym bohaterem będzie maska do włosów Gzel dla Natura Siberica o nazwie Królewskie Jagody :)
Jakby nie patrzeć, pudełko jak i samo opakowanie baaardzo przyciąga. Kojarzy mi się z Grecją, a dokładnie z Santorini, które mam nadzieję, będzie mi kiedyś dane zobaczyć :D
Maskę kupiłam w sklepie napieknewlosy.pl w cenie 35 zł/120 ml. Konsystencja jest dość zbita, zapach jest nieziemsko jagodowy i ani trochę nie zajeżdża chemią, na szczęście!
* Składniki pozyskane z rolnictwa ekologicznego
WH Ekstrakty organiczne dziko zbieranych roślin syberyjskich
PS Pochodna oleju cedrowego
W składzie mamy silikon lotny i dwa zmywalne delikatnym szamponem. Są też:
– oleje – z nasion żurawiny, z maliny moroszki, z owoców rokitnika, sojowy, słonecznikowy, rycynowy, hybrydowy, z wiesiołka dwuletniego, z pinii syberyjskiej (pochodna), z szałwii muszkatołowej,
– wyciągi – z wiązówki błotnej, z kwiatów nagietka lekarskiego, z kory kasztanowca, z pokrzywy zwyczajnej, z bodziszka syberyjskiego, z wieczornika syberyjskiego, z igieł sosny karłowej, z kocimiętki syberyjskiej, z cedra syberyjskiego, z modrzewia syberyjskiego, z owoców jałowca pospolitego
– wody – z melisy lekarskiej, z kwiatu lipy
Mamy też:
– fosfolipidy – element budulcowy błon komórkowych, składnik struktur skórnych; Wykazuje silne działanie nawilżające i natłuszczające, zmiękcza naskórek.
– glikolipidy – przyspieszają regenerację skóry, przyspieszają odnowę komórkową, poprawiają nawilżenie i elastyczność skóry.
W składzie mamy też sterole sojowe – mieszanina fitosteroli wyodrębnionych z soi, proteiny – aminokwasy jedwabiu i kilka emulgatorów i antystatyków.
Warto zauważyć, że maska w ogóle nie zawiera humektantów, proteiny są przed zapachem, więc mogą być trochę istotne. Zaliczę jednak ten produkt do emolientów, bo one tutaj baaaardzo przeważają :)
Skład jak widać, jest mocno organiczny i naturalny, ale nie jest zgodny z metodą Curly Girl.
Jeśli zwróciliście uwagę na pojemność to bardzo dobrze zrobiliście :) Widziałam co brałam, ale no dzięki temu produktowi tylko sobie uświadomiłam, że czasami te 120 ml to może być za mało na nacieszenie się kosmetykiem. Dlatego też ledwo go przetestowałam tak jak chciałam. Tak naprawdę trochę maski zostawiłam do zdjęć, aby nie robić fotek pustemu opakowaniowi, bo z chęcią podczas ostatniej aplikacji wykorzystałabym całą zawartość. To się nazywa poświęcenie :D
Przez całe testy, ciągle nie znałam jednoznacznej odpowiedzi czy tą maskę lubię czy też nie, bo raz nie widziałam nic szczególnego, była całkowicie przeciętna, innym razem włosy były mięsiste i miękkie. Doszłam do wniosku, że Królewskie Jagody najlepiej sprawdzają mi się po użyciu szamponu z SLS co w sumie jest dziwne patrząc na w miarę dobry skład. No ale cóż… Ta maska mnie nie zachwyciła niestety, dla mnie przeciętniak :( Mam w posiadaniu takie kosmetyki pod czepek i ręcznik, które działają bez potrzeby wcześniejszego oczyszczania silnymi detergentami i one mi wystarczą i świetnie się sprawdzają :)
Zdjęcia pochodzą z kwietniowej aktualizacji włosowej, gdzie już pisałam, że moje loki szału nie robiły, ale właśnie wtedy użyłam ostatni raz Królewskich Jagód :)
U mnie jest najgorzej z tymi produktami, które darzę wielką nadzieją przez testami… Czasami ciężko mi to zrozumieć i się z tym pogodzić, że okazują się takie zwykłe i potrzebuję czasu, żeby to przyswoić. Znacie to? :D
Tą maskę używało mi się przyjemnie, ale nie dość, że wnikliwie testowałam, testowałam i testowałam, a tu nagle BUM – skończyła się :D to była przyjemna tylko wtedy, gdy użyłam ją po mocnym szamponie… No to nie kusi by zakupić ją ponownie, niestety :( A szkoda! No i czy cena adekwatna jest do ilości i jakości – to pozostawiam Waszej ocenie.
Buziak!